O moim domu rodzinnym raczej nie przypomina mi żadna książka. Są jednak dwie serie , które kojarzą mi się z domem marzeń. Jeżycjada- dom Borejków i książki o losach Ani z Zielonego Wzgórza. W tej pierwszej urzekł mnie otwarty, przyjazny dom, gdzie każdy gość był mile widziany. Nie sposób wymienić ile osób przewinęło się przez mieszkanie rodziny B. Dawno czytałam te książki, ale pamiętam, że ważnym miejscem była kuchnia, a dokładnie solidny stół przy którym zbierała się cała rodzina i rozmawiała. Z kolei w powieściach Lucy Moud Montgomery urzekło mnie Zielone Wzgórze. Maryla i Ania podobnie jak Borejkowe były bardzo gościnne, pod swój dach przygarnęły najpierw dwie sieroty, później Małgorzatę. Ich dom był taką spokojną, bezpieczną przystanią. Chciałabym mieć kiedyś taki mały, cichy domek z werandą, a za domem sad :)
I znów widzę tą akcję.;) Nigdy nie mogłam zrozumieć, czym ludzie zachwycają się w "Ani z Zielonego Wzgórza". Nigdy tak naprawdę za nią nie przepadałam, ale to po prostu kwestia gustu.;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę wesołych świąt.;)
Dziękuję za życzenia i wzajemnie :)
OdpowiedzUsuń