UWAGA SPOILERY!!
Pierwszą przeczytaną przeze mnie książką Kinga był Colorado Kid. To była na swój sposób ciekawa książka, ale nie zachęciła mnie do sięgnięcia po kolejne pozycje tego autora. Przede wszystkim nie podobało mi się to, że książka zupełnie nie ma jasnego zakończenia, a w książce, która jest z gatunku kryminałem zakończenie musi być, czytamy kryminały, bo chcemy się zabawić w detektywa i odkryć kto i dlaczego kogoś zabił.
Jednak ciągle w czasie wizyt w bibliotece mój wzrok padał na książki Kinga. Postanowiłam dać mu drugą szansę. Wybrałam Miasteczko Salem, ponieważ zaintrygował mnie tytuł.
Generalnie książka jest dobra, wciągająca,trzyma w napięciu. Czytając ją autentycznie się bałam, zastanawiałam się co za chwilę się wydarzy. Autor stworzył nastrój grozy. Jednak to wszystko działo się w umyśle, strach przed nieznanym, bo tak na prawdę nie było się czego bać. Nie było jakiś mega przerażających scen, sam Barlow miejscami jest powiedziałabym, że nawet sympatyczny. Moim zdaniem książka mogłaby być lepsza. Po pierwsze myślałam, że dom Marstenów i Hubie odegrają jakąś większą rolę w powieści ( w książce była mowa o mocy odradzającego się zła).W końcu Bez wraca do Salem z powodu wydarzeń jakie miały tam miejsce, widział Hubiego. Gdyby to Hubert wrócił, był wampirem i porywałby dzieci, fabuła byłaby o wiele straszniejsza, to był potwór na miarę horroru, a nie Barlow. W sumie tak sobie teraz myślę, że byłam się czytając tą książkę, bo uległam sugestii autora i jego bohaterów, że bać się powinnam.
Z postaci polubiłam Marka,księdza Callahana i doktora Jimmy'ego. Zwłaszcza księdza. Bardzo podobały mi się wszystkie fragmenty w których była o nim mowa. Najbardziej przypadł mi do gustu fragment w którym ksiądz zastanawia się nad współczesnym złem, które jest głupie, bezmyślne i niezasługujące na litość, ani przebaczenie. I pokuta jaką wymyślił dla matki Randy'ego: sześć uderzeń w głowę i solidny kopniak w dupę. Idź i nie grzesz więcej. Mark jest co prawda postacią bardzo mało realistyczną, ale wzbudził moją sympatię, podobał mi się jego tok myślenia . Inteligentny dzieciak. Podoba mi się w szczególności dwie sceny: w której pokonał tego osiłka w szkole, w mistrzowskim stylu (!) i kiedy uwolnił się z więzów w domu Marstenów.
Reszta głównych postaci: Ben, Susan i Matt była moim zdaniem dość nijaka.
Nie bardzo podobało mi się zakończenie. Nie rozumiem, dlaczego po zabiciu z miasteczka wyjechali (uciekli) na kilka miesięcy. Powinni tam wrócić następnego dnia i dokończyć sprawę. Ale w końcu wracają, ale czy ostatecznie uda im się pokonać wampiry, tego możemy się tylko domyślać. W tym wypadku nie przeszkadzało mi otwarte zakończenie, pasowało do gatunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz