Nie rozumiem ogromnej popularności książek Stiega Larssona. Nie są zupełnie złe, ale w mojej ocenie zasługują w porywach na 3.5/5.
Pierwsza część mnie nie zachwyciła, przeczytałam drugą tylko i wyłącznie ze względu na Lisbeth. Urzekła mnie w niej jej niezależność. Nie zrobi absolutnie nic na co nie ma ochoty, ma gdzieś konwenanse. Jest trochę dzika, jakby nikt nigdy nie poddawał jej zabiegom socjalizacji.
Fabuła Dziewczyny, która igrała z ogniem totalnie mnie rozczarowała. Przede wszystkim od niemal samego początku podejrzewałam, że Zala to ojciec Salander. Pomyliłam się co do motywów, myślałam, że zabił Mię i Daga, żeby upiec 2 pieczenie na jednym ruszcie- oni mu zagrażali swoją pracą, plus zemsta na Lisbeth pozorując morderstwo tak, żeby wina na nią spadła. Okazało się, że Lisbeth została wmieszana w to wszystko przez przypadek. No właśnie dość dużo tam przypadków:
- Lisbeth przypadkiem natknęła się na Bjurmana akurat w chwili, kiedy spotkał się z bandziorami
- Mikael jest przez przypadek świadkiem napadu na Lisbeth
- Paolo Roberto jest świadkiem porwania Miriam Wu
To tylko klika przykładów, których jest więcej.
Irytująca była dość nachalna reklama Ikei.
I ostatnia sprawa- bohaterowie non stop piją kawę- WTF?
Mam trylogię Stiega na półce i z pewnością się za nią zabiorę na wakacjach. Ciekawe czy mi się spodoba czy może wprost przeciwnie:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!