Nie tyle wstydzę się, że czytałam, co wstydzę się, że lubię, nawet bardzo powieści Dana Browna. Wspominałam już tutaj na blogu, że cenię twórczość tego autora, jest nawet post z pozytywną opinią na temat Zaginionego symbolu, jednak za każdym razem przyznaję się do tej sympatii z lekkim wahaniem. A to dlatego, że od ukazania się dość kontrowersyjnego Kodu da Vinci autor jest krytykowany wszem i wobec. Jego książki nie są szanowane przez tak zwanych znawców. Pamiętam, że w pierwszym numerze magazynu Książki w jednym z artykułów zmieszano Browna z błotem. Ta powiedziałabym nagonka wpływa trochę na to, że czuję się głupio mówiąc/pisząc, że lubię te książki. Poza tym za każdym razem czuję, że muszę się tłumaczyć, że wiem, że to fikcja, że traktuję to z dystansem, a nie jako prawdy objawione.
A mnie sie bardzo Kod podobal, to naprawde swietnie napisane czytadlo, oryginalne, wciagajace, etc., o niejednym "arcydziele" literackim nie mozna tego powiedziec ;-)).
OdpowiedzUsuń